Czy z wiekiem nie zmienimy swojego podejścia do życia? Będąc na skraju bycia "nastką" popełniamy ogromne błędy, które zauważamy dużo później. Czyli kiedy?
Kiedy granica niewinności została przesunięta tak bardzo w tył? Gorzki smak życia, mimo małej ilości doświadczeń (może świadczyć o niedojrzałości, a również o szczęściu w życiu) poznajemy tuż przed otworem nowej przyszłości. Najpoważniejsze wybory dokonujemy między kolejnym szotem wódki, a piwem. Kiedy jest odpowiedni czas na "wyszumienie się"? Jeżeli mając 20 lat, zbliżając się ku tej liczbie musisz wiedzieć co będziesz robić przez resztę życia, bo przecież studia, czy też inne formy rozwoju w jakiś sposób o tym decydują. Jak mamy wybrać spośród ogromu możliwości, skoro nikt nam nie dał ubezpieczenia - po tym będziesz TYM KIMŚ.
Ten wiek aż prosi się o etykietkę gówniarzy z dużymi możliwościami (i małym zapałem). A co z osobami, które są pewne, które są odpowiedzialne, czy naprawdę mają pewność, że wybrały poprawnie? Skąd więc bierze się względna niedojrzałość wyborów? Miotanie się między wyborem "serca", a wyborem "rozsądku" transformuje cie w inną osobę. Zamiast podejmować spontaniczne warte zapamiętania decyzje, podejmujesz ostrożne, mające chociaż 5% ubezpieczenie. Czyżby wiek, w którym możemy sobie pozwolić na niedojrzałość zostawiamy na potem, gdy dobijemy do niezależności (praca, dom).
Skondensowanie wiedzy niszczy możliwości rozwoju, niszczy możliwość myślenia o pasji. Gdyby nie ryzykanci, którzy nie wybierali tego co rozsądne, którzy nie kierowali się ku "stabilności", nie byłoby zawodów, o których nasi rodzice nawet nie marzyli. Czy w czasach tak rozwiniętej "masowej indywidualności" jest szansa na wybicie się spośród tłumu rekinów sukcesu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz